piątek, 7 września 2012

Zagwostki rodzicielskie cz.6

To straszne, ze uprzejmosc oraz grzecznosc nie poplaca.
Pamietacie moje starania o miejsce w publicznym przedszkolu dla Julci?
Wszyscy mi powtarzali: "Przedszkole trzeba wychodzic".
Ok. Raz na tydzien pokazywalam sie paniom, wypytywalam czy sa nowiny.
W koncu "wychodzilam". Z tym, ze nie tam gdzie chcialam. Dali nam miejsce w przedszkolu po drugiej stronie miasta. Fatalny dojazd autobusem. Daleko od domu. Mimo tego cieszylam sie.
Teraz wszyscy mi powtarzaja, ze inni zalatwili sobie te przedszkola, ktore chcieli. Ze za malo niepokoilam urzedniczki (doslownie mowiac po wlosku: rompere le scatole lub jeszcze inaczej...).
Przykro mi, ale ja nie potrafie byc arogancka, nachalna i glosna.
Rok szkolny zaczyna sie w przyszly poniedzialek. Moje przedszkole milczy. Poszlam do urzedu zajmujacego sie publiczna edukacja. Panie powiedzialy, ze nic nie wiedza, trzeba dzwonic do innej placowki, pod ktora jest przedszkole...
Pani wymamrotala nazwe ulicy... Musialam poszperac w internecie, zeby znalezc namiary. Zadzwonilam, a pani po drugiej stronie odpowiedziala mi, cytuje:
- Ci stiamo organizzando (tlum. organizujemy sie).
Jak to, przeciez w prowincji Pistoi wszystkie dzieci ida do szkoly w nastepny poniedzialek (a niektore przedszkola podobno juz dzialaja? - zazlyszane w sklepie spozywczym), a moje przedszkole dopiero zaczyna sie organizowac???!!
Raz na jakis czas opadaja mi rece...