wtorek, 14 sierpnia 2012

Swieto Drzewa

W niedziele pojechalismy na Swieto Drzewa w gorskiej miejscowosci Maresca.
Tam zreszta mieszka ciocia mojego meza - Clara. Za kazdym razem kiedy jestesmy w Maresca Clara zajmuje sie nami jak wlasnymi dziecmi. Ale o tym pozniej.
W tym roku pan artysta w drewnie wyrzezbil bardzo duzo (w zeszlym roku mniej). Oto krotki filmik:


A pod spodem kilka zdjec:


Na targu rekodzielniczym byli nasi znajomi, ktorzy wyrabiaja przedmioty domowego uzytku w drzewie oliwnym. Nigdy nie moge sie oprzec i przejsc obojetnie obok ich stoiska...Tym razem zakupilam cieniutki walek, podobno wspanialy do przyrzadzania pizzy. Ja kupilam go z mysla o "przyrzadzaniu" zdjec do moich nastepnych ksiazek kulinarnych.

Zjedlismy obiad z Clara, przyrzadzony przez miejscowych kucharzy.





      Arbuz, ktory sie chlodzi




                     Ja i Clara










Penne z pomidorkmi czeresniowymi, kaparami, parmezanem i peperoncino byly wysmienite.


Nastepnie talerz serow oraz gotowana fasola z cebulka, na deser kawal arbuza oraz kawa (wersja wegetarianska, oczywiscie byla wersja z miesem: penne w sosie miesnym, zamiast serow mieso z grilla: kielbaski oraz kurczak).


Po obiedzie Clara zaczela namawiac nas na popoludniowa drzemke. Tak jak w zeszlym roku: wziela mnie i Julcie do domu, ulozyla w lozku, a drzwi wejsciowe zamknela na klucz. Sama poszla spac na gore. Moj maz nie wiedzial, gdzie jestesmy, bo u Clary nie bylo sieci i komorka nie dzialala. W koncu po dwoch godzinkach odkrylam,ze w kuchni jest boczne wyjscie i tamtedy "czmychnelysmy" z powrotem na feste.


Tak wiec i  w tym roku powtorzyla sie historia. Namawialam meza, zeby poszedl z Julcia, a corka wybrala mnie.... Tak wiec znow musialysmy polozyc sie w lozku u Clary. Julci wcale nie chcialo sie spac, powiercila sie z pol godziny, az w koncu chiala wyjsc. Na szczescie odkrylysmy, ze Clara zostawila klucze w drzwiach i spokojnie moglysmy wyjsc.
Okolo 16 na placu pojawilo sie wiele osob, pan rzezbiarz dalej wykonywal swoje dziela. Miejscowi kucharze przygotowali paczki (bomboloni) praz atrakcje dla dzieci.







   Smieszne "buty", prawda?



















Odkrylam, ze w Maresca pracuje wiele Polek (opiekuje sie strarszymi ludzmi). Gdy jedna z nich odkryla, ze przyjechalam od razu inne panie przyszly do mnie na pogaduszki. Mam nadzieje, ze po powrocie do Polski zajrza na mojego bloga.
Pozdrawiam je serdecznie!
Pozne poludnie zakonczylismy porcja lodow, ktore przyniosla Clara. Wspaniale smakowaly w tym goracu.


W tym roku w gorach tez nie jest lekko. Roznica temperatur miedzy Pistoia, a gorami to zaledwie 3 stopnie.