niedziela, 6 maja 2012

Swieto Dzika

Musze przyznac, ze malo wyszlo z reportazu o swiecie dzika. Po pierwsze padal deszcz. Po drugie mialo byc w Bagno a Ripoli.


A okazalo sie, ze w Capannuccia. Uchylilam calkowicie okna, by spytac sie pewnej pani na przystanku autobusowym i to byl moj blad. Padla eletryka i okno nie chcialo sie zamknac! Tak wiec reszte dnia przejezdzilismy z otwartym oknem, przez ktore wlewal sie deszcz (probowalismy jakos sie ratowac, owijajac okno w nieprzemakalny plaszcz, ale przy wiekszej predkosci nabieral wiatru w zagle i chcial odlatywac. Istna komedia!


Po czwarte w Capannuccia jest tylko jedna ulica i praktycznie zero miejsc parkingowych.


Maz zjechal jakas boczna uliczka i przycupnal w jakies uliczce pelnej blota. Z calym sprzetem powedrowalam do miejsca, gdzie odbywa sie swieto dzika.
A tam wszyscy na zewnatrz albo pala papieroska, albo sobie gadaja.


Otwieraja o 20 (byla 16). W srodku panowie kucharze grajacy w karty i niezbyt krzepiacy sie do rozmowy.


Po namowach wstali i udzielili krotkiego wywiadu. Choc prawde mowiac mowil tylko jeden z nich. Drugi kucharz zapytany o potrawy odpowiedzial, ze nie slyszy na ucho...
Nie wiem czy panowie tak do konca zrozumieli o co chodzi, mam nadzieje, ze wywiad sprawil im przyjemnosc. Patrzyli na mnie jak na ufo, ktore przylecialo na 5 minut, by porozmawiac z nimi.

Po lewej pan Lino, jedyny ktory udzielil wywiadu.


Niestety nie moglam zobaczyc zadnego dania zwiazanego z dzikiem. Wiem tylko, ze podczas jednego wieczoru panowie potrafia wydac do 520 porcji tego miesiwa.
Wszyscy tworzacy feste sa wolontariuszami. Martwia sie, gdyz mlodziez nie kwapi sie do tej pracy bez placy, stad przewiduja ze po 31 latach swieto bedzie musialo przestac istniec...