piątek, 16 września 2011

Walka z wiatrakami

W niedziele "wystepuje" w moim miescie. Powiadomiona jest cala okolica: znajomi, koledzy z podstawowki, liceum, znajomi mamy, znajomi znajomych. Dziala to tez na zasadzie poczty pantoflowej: jedna pani powie drugiej, a potem trzecia czwartej...Dodatkowo od dwoch dni wieszam ulotki na tablicah, slupach i slupkach. Pani z warzywniaka pozwolila na powieszenie na bramie wejsciowej. Pani z obuwniczego wywiesila w oknie sklepu.  Z tablicami informacyjnymi jest problem: plakaty zostaja zaklejane w blyskawicznym tempie. Ile tu sie dzieje w tej okolicy!!


Zastanawiam sie, ile przyjdzie osob. Na wszelki wypadek dodajemy, zeby kazdy przyniosl ze soba koc, bo spotkanie bedzie bardzo luzne, piknikowe (liczymy na dobra pogode). Problem tylko w tym, ile kupic skladnikow na danie, ktore mam wykonywac na zywo. Jutro z samego rana biegne na targ i musze miec wszystko poukladane: x kilo tego, x kilo tamtego. Pisze szyfrem, gdyz danie jest niespodzianka dla gosci. Mysle, ze wszystko zamknie sie w 60 kilo... Mam czas do jutra, do 8 rano...