środa, 16 listopada 2011

Zwykly dzien

Wczoraj z samego rana, idac w strone centrum, bylysmy swiadkami takiej oto sceny:
pewien starszy pan wyjezdzal z parkingu.A ze mial okragly brzuszek (co sie potem okazalo), to ciezko bylo mu skrecic glowe do tylu. Wyjezdzal wiec na "czuja". Traf chcial, ze z tylu mial slup. Calym impetem walnal w niego, az chrupnelo mu na cala okolice. Ulyszal ten dzwiek, zreszta poczul opor slupa. Wysiadl z auta, przeklnal (lekko) po toskansku i rzekl sam do siebie:
- Porca miseria (w lekkim tlumaczeniu swinska bieda), nie widzialem tego slupa!
Po czym wsiadl i odjechal.

 Slupek, ktorego nie widzial starszy pan

Jak sie przyjrzycie wloskim samochodom, szczegolnie tym starszej daty, sa obijane i zarysowanie ze wszystkich stron.
Wracajac z centrum zajrzalysmy do parku. Rodzina Barbapapà bardzo dobrze sie tam czuje.

 Foto by Julcia

To Julci przyjaciele, z ktorymi ostatnio sie w ogole nie rozstaje.
Bylo tak cieplo, ze ludzie porozkladali sie na lawkach i drzemali.


Jaka piekna pogoda trafila sie w tym roku, w listopadzie!

7 komentarzy:

  1. Siadlabym sobie z rodzina Barbapapa na takiej laweczce:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie we wszystkich książkach piszą, że Włosi jeżdżą jak wariaci:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, az czuje to slonce ... Doskonale podejscie do zycia, za to wlasnie lubie mieszkancow Toskanii :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Slupek może wyrosl w nocy, no i chudy jakis, zupelnie niewidoczny?
    Relaks w parku, w słoneczku..dlatego Barbapapy maja takie wesole minki . W Polsce chyba maluchy nie znaja Barbapap.

    OdpowiedzUsuń
  5. rnecie,zwyczytalam kiedys w intecie,ze Barbapapy w Polsce byly slawne 1976 roku, kiedy to bywaly w telewizji. szkoda,ze ich teraz nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  6. tez bym poszla z Barbapapa, Barbamama, barbanero itd na taki sloneczny spacer i sie z nimi wygrzala...

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniała pogoda. U nas tez nie najgorsza, ale poleżeć na ławce to się raczej by nie udało. Barbapapy mgliście pamiętam z dzieciństwa :)

    Pozdrawiam serdecznie
    Ewa
    http://blog.calimera.pl/

    OdpowiedzUsuń